Koszmarny dzień
Komentarze: 1
Wstawaniu o godzinie 5.00 rano stanowczo mówie NIE!
Jeżeli dodać do tego fakt, że w objęciach morfeusza znalazłam
się dopiero gdzieś około 2.00 w nocy nie musze chyba tłumaczyć
jak potworny był ten dzień i ile mnie [o nieszcześliwą! ;P] przykrości spotkało..
Zaczynając od zaśnięcia w cholernym autobusie i tłuczenia głową o szybę
w rytm odbijających się od naszych pięknych warszawskich asfaltów autobusowych opon,
poprzez klasówkę z historii na której poległam po czym oczywiście zasnęłam.. aż po ucieczkę z
reszty lekcji spowodowaną niemożnością wytrzymania dłużej w pozycji siedzącej z otwartymi
oczami... no i przedewszystkim.. ehhh :( nie widziałam Mojego Słonka dziś..
czuje się jakbym nie zjadła od 5 dni ciepłego posiłku :/
A przecież widziałam Go wczoraj... to nie do opisania...
no i do tego wszystkiego nie moge sobie nawet dziś z nim poprzesyłać przez telefon
pozytywnych fluidów bo siedzi w pracy i to do późna w nocy :(
czekam na niego już od godz. 13..
To znaczy moje czekanie jest ogólnie rzecz biorąc bezsensowne bo wiem
o której wróci i o której będe mogła z nim wreszcie porozmawiać i wiem ze będzie to zdecydowanie później...
Ale czekam... nic nie robie od rana tylko czekam... to głupie...
ale nie potrafię sie skupić na niczym innym..
Nigdy nie lubiłam na nikogo czekać.
Czasem sama siebie zadziwiam.
Może plan zamieszkania razem po mojej maturze nie jest wcale taki beznadziejny?
Dodaj komentarz